-->

piątek, 22 sierpnia 2014

#128 Larry Secret- Rozdział VIII

__________________________________
 >>>Rozdział I<<<
 >>>Rozdział II<<<
 >>>Rozdział III<<<
>>>Rozdział IV<<
>>>Rozdział V<<<
>>>Rozdział VI<<<
>>>Rozdział VII<<<
__________________________________________
 
     Wszędzie panowała ciemność. Zayn był dość zdezorientowany. Skąd on się tu wziął? Szedł wolno tunelem, na którego końcu widział delikatne światło. Im bardziej się zbliżał, tym coraz więcej napisów i rysunków na ścianka. Trupie czaszki. Krew. Napisy typu to twoja ostatnia godzina albo za chwilę już będzie po wszystkim a także nikt nie będzie za tobą płakał. Nie zrobiły jednak one na nim większego wrażenia. Szedł dalej przed siebie, prosto, byleby dojść do… Wyjścia? Ucieczki? Czego on właściwie oczekiwał? Nie miał jednak większego wyboru. Sunął powoli, odwracając się tylko raz, gdy usłyszał za sobą kroki. Przystanął, nasłuchując. Z cienia wyłoniła się postać przerażonej matki tulącej dziecko do ramion. Nagle usłyszał krzyk. Matka padła na podłogę. Martwa. Malik przestraszył się nie na żarty. Chciał do niej podejść, ale wtedy ujrzał za nią jakąś postać. Nie wyglądała na przyjazną. Chłopak odwrócił się na pięcie i pobiegł w przeciwnym kierunku, tam, gdzie widział jasność. Wtedy jego wzrok przykuł napis na ścianie. Nie idź w stronę światła. Cóż, nie miał większego wyboru, albo podejmie to ryzyko albo zostanie zabity na miejscu. Wybrał to pierwsze. W rozpędzie wpadł do pomieszczenia, ale prawie natychmiast pisnął i schował się za skałą. Przed wejściem stało dwóch uzbrojonych strażników, a we wnętrzu… Mulatowi aż zaparło dech. W klatce pośrodku siedział przywiązany Niall, ze spuszczoną głową. Wyglądał, jakby nie jadł od tygodnia, cały był w siniakach i bliznach. Wtedy nagle chłopak podniósł głowę i napotkał jego wzrok. W jego oczach czaiło się wielkie cierpienie.
- Niall!- pisnął i rzucił się w jego stronę. Strażnicy natychmiast stanęli na obronę, bijąc powietrze nożami przed jego twarzą.
- Zayn! Zayn! To pułapka! Uciekaj!- krzyczał blondyn.
     Strażnicy natychmiast go pojmali, a Zayn oczywiście się szamotał. Pff! Szamotał, to mało powiedziane! Kopał, gryzł, uderzał pięściami o ich twarze- a gdzieś z boku słyszał nasilające się:
- Zayn! Pomóż! Zayn! Zayn! ZAYN! ZAYN OBUDŹ SIĘ WRESZCIE!

--------

     Mulat usiadł na kanapie, zlany potem. Przed nim siedział blondyn ze zdziwionym wyrazem twarzy. A więc to był tylko sen… Jeden z tych okrutnych koszmarów. Cóż, był bardzo realistyczny. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby był prawdziwy. W pewnym sensie był na siebie zły, że usnął. Czemu na kanapie? Aha, wczoraj przecież oglądali razem Grease. No tak.

- Zamówiłem pizzę- przerwał jego rozmyślania Niall.- Leży na stole.

     Czarnowłosy podszedł do stolika i ujrzał na nim 20 pudełek. Zaczął je kolejno otwierać, ale wszystkie były puste. No, z wyjątkiem jednego. Najwyraźniej ktoś zwany Horanem zjadł 19 pudełek Hawajskiej, mu zostawiając tylko jedno. Nie ma to jak zaczynać śniadanie od śmieciowego żarcia.

- No masz- zwrócił się do niebieskookiego jak do psa widząc, jak patrzy na niego błagalnym, wygłodniałym wzrokiem.- I tak nie dam rady sam zjeść całej.

     Uszczęśliwiony blondyn rzucił się w stronę jedzenia. Kit z tym, że Zayn dostał tylko 3 kawałki. Widok szczęśliwego Nialla to widok warty każdej ceny.

***

     Louis wspinał się w górę po obsuwających się kamieniach zastanawiając się, jak Harry tędy przeszedł. Wyobrażał go sobie w uśmiechu, skaczącego po kamieniach jak motyl z kwiatka na kwiatek. Co ty pleciesz, Tomlinson- zganił siebie w myślach.- Harry nie jest jak motyl. Owszem, jest piękny, ale uroda motyla nie równa się tej Stylesowej. On jest jak… jak… jak skowronek, budzący go każdego dnia rano z tacą jedzenia. Albo jak misiak, którego przytula się podczas strasznych horrorów (nie, żeby on się bał, to misiu się boi- w razie co). Albo jak ciepłe słońce, które ogrzewa w zimnie dni. Albo jak kropla deszczu, która śpiewa przepięknie swoim melodyjnym głosem, spływając po szybie. Albo coś o wiele piękniejszego.

     Gdy pokonał ostatnie metry tunelu i w końcu stanął na górze, przywitało go raźne światło i grzmot zbliżającej się burzy. Delikatne pierwsze krople deszczy muskały jego ciało. Rozejrzał się dookoła. Gdzie teraz? Dróg było wiele, zbyt wiele. Skąd miał wiedzieć, gdzie poszedł lokowany? Nie miał jednak czasu do namysłu. W powietrzu ujrzał duży, niebieski helikopter, bacznie patrolujący teraz. W każdej chwili mógł go zauważyć. Rzucił się więc w pierwszy lepszy szlak i zbiegł na dół. Chciał się schować, zejść możliwie nisko, aby może ukryć się gdzieś w śród drzew. Na próżno.

- Ej, tam jest!- krzyknął ktoś.

     Usłyszał za sobą warkot silnika. Byli daleko, ale jeśli chłopak się nie pospieszy, niedługo go dogonią. Zbiegał prędko w dół, co rusz potykając się o coś i zaczepiając łokciami o jakieś gałęzie, boleśnie rozdzierając mu skórę. Odległość pomiędzy nimi zmniejszała się z zawrotną prędkością. 200 metrów. 190. 170. Jak na złość zaczęło lać. 140. Szatyn przyśpieszył. 120. Teraz biegł już sprintem. 100. Wtedy poślizgnął się na jednym z licznych mokrych od deszczu kamieni. Sturlał się po zboczu góry w super tempie, obijając sobie przy tym łokcie. To trwało tylko kilka sekund, ale i tak boleśnie odczuwał to na swojej skórze. Zmusił się do zmienienia pozycji z „zdechły pies” na siedzącą. Syknął, gdy musiał użyć stawu w lewym kolanie. No pięknie. Tego jeszcze brakowało.

     Zanim podjął chęć dalszej ucieczki, musiał ocenić szkody. Z jego ramion, łokci, nóg, głowy, a nawet szyi ciekła ciurkiem krew. Wszystko byłoby w miarę, ale to kolano. Ugh. Jak na złość deszcz zmagał się z każdą chwilą. Szybko rozejrzał się wokół. Dookoła były tylko drzewa i krzaki, ale helikopter nie odpuszczał. Teraz znajdował się jakieś 50 metrów od niego. Louis nie widział już żadnej szansy na ucieczkę. Przyległ tylko płasko do ziemi i poddał się. I tak już nigdzie nie pójdę z tym kolanem. Tyle przegrać. A miałem uratować Harry’ego. Kiedy słyszał helikopter już tuż- tuż za sobą, nagle jego uszu dobiegł dobrze znany mu głos.

- Psst, Lou! Tutaj!- głos wydobywał się z jego prawej strony. Spojrzał więc ostrożnie w tamtą stronę, ale nie zobaczył nic. Może to te wszystkie rany, które dostawał przez cały dzień, może to kolano? Tego nie wiedział. Fala bólu zalała go całego. Gdzieś daleko usłyszał huk piorunu. Potem już widział tylko ciemność.

***

     Wszędzie panowała ciemność. Louis szedł wolno tunelem, na którego końcu widział delikatne światło. Im bardziej się zbliżał, tym coraz więcej napisów i rysunków na ścianka. Trupie czaszki. Krew. Napisy typu to twoja ostatnia godzina albo za chwilę już będzie po wszystkim a także nikt nie będzie za tobą płakał. Szedł dalej przed siebie, odwracając się tylko raz, gdy usłyszał za sobą kroki. Z cienia wyłoniła się postać przerażonej matki tulącej dziecko do ramion. Usłyszał krzyk. Matka martwa padła na podłogę. Ujrzał za nią jakąś postać. Tomlinson przestraszył się nie na żarty. Nie wyglądała na przyjazną. Chłopak odwrócił się na pięcie i pobiegł w przeciwnym kierunku, tam, gdzie widział jasność. Wtedy jego wzrok przykuł napis na ścianie. Nie idź w stronę światła. W rozpędzie wpadł do pomieszczenia. Przed wejściem stało dwóch uzbrojonych strażników, a we wnętrzu… Szatynowi aż zaparło dech. W klatce pośrodku siedział przywiązany Harry, ze spuszczoną głową. Wyglądał, jakby nie jadł od tygodnia, cały był w siniakach i bliznach. Wtedy nagle chłopak podniósł głowę i napotkał jego wzrok. W jego oczach czaiło się wielkie cierpienie.

- Harry!- pisnął i rzucił się w jego stronę. Strażnicy natychmiast stanęli na obronę, bijąc powietrze nożami przed jego twarzą.

- Lou! Lou! To pułapka! Uciekaj!- krzyczał blondyn.

     Strażnicy natychmiast go pojmali, a Louis oczywiście się szamotał. Pff! Szamotał, to mało powiedziane! Kopał, gryzł, uderzał pięściami o ich twarze- a gdzieś z boku słyszał nasilające się:
- Lou! Lou! Pomóż!- piszczał lokowany.

______________________________________

Witajcie!
Dzisiaj taki króciutki rozdzialik, wiecie, są wakacje i ja też chcę trochę się zabawić :D
Chciałam napomnieć że wyjeżdżam jutro do hotelu w Zakopanem i nie wiem, czy będzie tam Wi-Fi (bezpłatne) więc nie mam pojęcia, jak z postami :/

Potem jak wrócę będzie 30.08. i pewnie będę się szykować do szkoły, więc także nwm, jak z tym będzie. Wyjdzie w praniu.

Wszystkim życzę miłych i cudownych ostatnich dni wakacji♥!

Agawa♥ xx

1 komentarz:

  1. Cześć
    Bardzo mi się twoje opowiadanie spodoboało
    Będę czytała
    Również zapraszam do siebie
    Na http://aquasenshi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K